MIESZKANKA Anna Orłowska 25 IX 2020 – 21 XI 2020 Gdańska Galeria Miejska KURATORKA Gabriela Warzycka-Tutak
Kto przebywał w którejś z kamienic gdańskiego Głównego Miasta, ten zapewne doświadczył chaosu wielokondygnacyjnego przekładańca. Na zewnątrz polany lukrem z malowideł i kamieniarskich dekoracji, w środku budynek skrywa nierówne warstwy ścian, spojone tynkiem przypominającym cukierniczy krem. Korytarze i klatki schodowe tracą nagle komunikacyjną ciągłość poprzecinane paroma schodkami. Zakręty i okna wychodzą na niespodziewaną stronę budynku, odbierając logikę trasie z hallu do pokoju czy z piętra na piętro. Pomieszczenia wydają się zbyt duże lub zbyt małe wobec przeznaczonych funkcji. Cyrkulacja powietrza bywa zbyt dynamiczna lub zbyt wolna. Temperatura i wilgotność wewnątrz mają się nijak do tego, czego się spodziewamy po grubych, solidnych murach.
Kto przebywał w którejś z kamienic gdańskiego Głównego Miasta, ten zapewne doświadczył chaosu wielokondygnacyjnego przekładańca. Na zewnątrz polany lukrem z malowideł i kamieniarskich dekoracji, w środku budynek skrywa nierówne warstwy ścian, spojone tynkiem przypominającym cukierniczy krem. Korytarze i klatki schodowe tracą nagle komunikacyjną ciągłość poprzecinane paroma schodkami. Zakręty i okna wychodzą na niespodziewaną stronę budynku, odbierając logikę trasie z hallu do pokoju czy z piętra na piętro. Pomieszczenia wydają się zbyt duże lub zbyt małe wobec przeznaczonych funkcji. Cyrkulacja powietrza bywa zbyt dynamiczna lub zbyt wolna. Temperatura i wilgotność wewnątrz mają się nijak do tego, czego się spodziewamy po grubych, solidnych murach.
Słynna fotografia Kazimierza Lalewicza, przedstawiająca ruiny Głównego Miasta po zakończeniu II wojny światowej, tłumaczy ten przestrzenny i materiałowy miszmasz. Dzielnicę odbudowano, bazując na pozostałościach ścian, piwnic i ciągów komunikacyjnych przedwojennej zabudowy. Brakujące elementy konstrukcji często uzupełniano z żelbetu, włączając w nie fragmenty ocalałych dekoracji. Stare kamienice starano się usprawnić funkcjonalnie zgodnie z doktryną nowoczesnej ergonomii. Tu dorobiono stalowe poręcze, tam znowu doświetlono mroczną piwnicę – nie obawiając się efektu atrapy, podkreślając decyzję o powojennej rekonstrukcji.
Słynna fotografia Kazimierza Lalewicza, przedstawiająca ruiny Głównego Miasta po zakończeniu II wojny światowej, tłumaczy ten przestrzenny i materiałowy miszmasz. Dzielnicę odbudowano, bazując na pozostałościach ścian, piwnic i ciągów komunikacyjnych przedwojennej zabudowy. Brakujące elementy konstrukcji często uzupełniano z żelbetu, włączając w nie fragmenty ocalałych dekoracji. Stare kamienice starano się usprawnić funkcjonalnie zgodnie z doktryną nowoczesnej ergonomii. Tu dorobiono stalowe poręcze, tam znowu doświetlono mroczną piwnicę – nie obawiając się efektu atrapy, podkreślając decyzję o powojennej rekonstrukcji.
Fot. Kazimierz Lelewicz / ze zbiorów Muzeum Gdańska
Fot. Kazimierz Lelewicz / ze zbiorów Muzeum Gdańska
Fot. Kazimierz Lelewicz / ze zbiorów Muzeum Gdańska
Dom Uphagena stojący przy Długiej 12 to jeden z takich przekładańców, stworzony na nowo podczas odbudowy Głównego Miasta w latach 1946–1953. Niewielki fragment jego tkanki jest oryginalny, większość to konserwatorska rekonstrukcja, do stworzenia której wykorzystano częściowo uratowane elementy wystroju, przechowane w składnicy konserwatorskiej w Gdańsku Oliwie.
Dom Uphagena stojący przy Długiej 12 to jeden z takich przekładańców, stworzony na nowo podczas odbudowy Głównego Miasta w latach 1946–1953. Niewielki fragment jego tkanki jest oryginalny, większość to konserwatorska rekonstrukcja, do stworzenia której wykorzystano częściowo uratowane elementy wystroju, przechowane w składnicy konserwatorskiej w Gdańsku Oliwie.
Dom Uphagena stojący przy Długiej 12 to jeden z takich przekładańców, stworzony na nowo podczas odbudowy Głównego Miasta w latach 1946–1953. Niewielki fragment jego tkanki jest oryginalny, większość to konserwatorska rekonstrukcja, do stworzenia której wykorzystano częściowo uratowane elementy wystroju, przechowane w składnicy konserwatorskiej w Gdańsku Oliwie.
Dom Uphagena stojący przy Długiej 12 to jeden z takich przekładańców, stworzony na nowo podczas odbudowy Głównego Miasta w latach 1946–1953. Niewielki fragment jego tkanki jest oryginalny, większość to konserwatorska rekonstrukcja, do stworzenia której wykorzystano częściowo uratowane elementy wystroju, przechowane w składnicy konserwatorskiej w Gdańsku Oliwie.
Detale i składowe wnętrza wzięła pod obiektyw Anna Orłowska. Wyczuwając organoleptyczne i formalne niespójności między „starym” i „nowym”, rozbiła dom na tytułowe mieszkanka – autonomiczne przestrzenie. Ich indywidualną kompletność ukazała na fotografiach oprawionych w fornirowe ramy.
Paradoksalnie to nie makieta budynku i zaznaczone na niej obszary – te pierwotne, i te dobudowane – stała się dowodem niespójności i autonomii elementów, z jakich zlepiono kamienicę gdańskiego mieszczanina. Dowodu tego należy szukać w zbliżeniach, analitycznym spojrzeniu na detal, zdjęciach wydobywających strukturę obiciowej tkaniny czy śladach pociągnięć pędzla na gipsowym ornamencie, jak w konserwatorskim laboratorium. Nowa funkcja miejsca, dzisiejszego muzeum, turystycznej atrakcji, zespala i usprawiedliwia wszelkie użyte w procesie jego re-kreacji, nie zawsze czyste, triki.
Detale i składowe wnętrza wzięła pod obiektyw Anna Orłowska. Wyczuwając organoleptyczne i formalne niespójności między „starym” i „nowym”, rozbiła dom na tytułowe mieszkanka – autonomiczne przestrzenie. Ich indywidualną kompletność ukazała na fotografiach oprawionych w fornirowe ramy.
Paradoksalnie to nie makieta budynku i zaznaczone na niej obszary – te pierwotne, i te dobudowane – stała się dowodem niespójności i autonomii elementów, z jakich zlepiono kamienicę gdańskiego mieszczanina. Dowodu tego należy szukać w zbliżeniach, analitycznym spojrzeniu na detal, zdjęciach wydobywających strukturę obiciowej tkaniny czy śladach pociągnięć pędzla na gipsowym ornamencie, jak w konserwatorskim laboratorium. Nowa funkcja miejsca, dzisiejszego muzeum, turystycznej atrakcji, zespala i usprawiedliwia wszelkie użyte w procesie jego re-kreacji, nie zawsze czyste, triki.
Detale i składowe wnętrza wzięła pod obiektyw Anna Orłowska. Wyczuwając organoleptyczne i formalne niespójności między „starym” i „nowym”, rozbiła dom na tytułowe mieszkanka – autonomiczne przestrzenie. Ich indywidualną kompletność ukazała na fotografiach oprawionych w fornirowe ramy.
Paradoksalnie to nie makieta budynku i zaznaczone na niej obszary – te pierwotne, i te dobudowane – stała się dowodem niespójności i autonomii elementów, z jakich zlepiono kamienicę gdańskiego mieszczanina. Dowodu tego należy szukać w zbliżeniach, analitycznym spojrzeniu na detal, zdjęciach wydobywających strukturę obiciowej tkaniny czy śladach pociągnięć pędzla na gipsowym ornamencie, jak w konserwatorskim laboratorium. Nowa funkcja miejsca, dzisiejszego muzeum, turystycznej atrakcji, zespala i usprawiedliwia wszelkie użyte w procesie jego re-kreacji, nie zawsze czyste, triki.
Detale i składowe wnętrza wzięła pod obiektyw Anna Orłowska. Wyczuwając organoleptyczne i formalne niespójności między „starym” i „nowym”, rozbiła dom na tytułowe mieszkanka – autonomiczne przestrzenie. Ich indywidualną kompletność ukazała na fotografiach oprawionych w fornirowe ramy.
Paradoksalnie to nie makieta budynku i zaznaczone na niej obszary – te pierwotne, i te dobudowane – stała się dowodem niespójności i autonomii elementów, z jakich zlepiono kamienicę gdańskiego mieszczanina. Dowodu tego należy szukać w zbliżeniach, analitycznym spojrzeniu na detal, zdjęciach wydobywających strukturę obiciowej tkaniny czy śladach pociągnięć pędzla na gipsowym ornamencie, jak w konserwatorskim laboratorium. Nowa funkcja miejsca, dzisiejszego muzeum, turystycznej atrakcji, zespala i usprawiedliwia wszelkie użyte w procesie jego re-kreacji, nie zawsze czyste, triki.
Detale i składowe wnętrza wzięła pod obiektyw Anna Orłowska. Wyczuwając organoleptyczne i formalne niespójności między „starym” i „nowym”, rozbiła dom na tytułowe mieszkanka – autonomiczne przestrzenie. Ich indywidualną kompletność ukazała na fotografiach oprawionych w fornirowe ramy.
Paradoksalnie to nie makieta budynku i zaznaczone na niej obszary – te pierwotne, i te dobudowane – stała się dowodem niespójności i autonomii elementów, z jakich zlepiono kamienicę gdańskiego mieszczanina. Dowodu tego należy szukać w zbliżeniach, analitycznym spojrzeniu na detal, zdjęciach wydobywających strukturę obiciowej tkaniny czy śladach pociągnięć pędzla na gipsowym ornamencie, jak w konserwatorskim laboratorium. Nowa funkcja miejsca, dzisiejszego muzeum, turystycznej atrakcji, zespala i usprawiedliwia wszelkie użyte w procesie jego re-kreacji, nie zawsze czyste, triki.
Wystawę dopełniają futerały na różne przedmioty. Jedyne formalne szaleństwo, na jakie pozwalali sobie ich dawni twórcy-rzemieślnicy, to luksusowe i drogie tworzywa: skóra, aksamit, bursztyn, pianka morska, srebro, atłas, mosiądz, szylkret, masa perłowa. Niemal idealnie odzwierciedlając kształt przechowywanego i otulonego przedmiotu, bez zbędnych ozdobników, do których przyzwyczaiło nas współczesne wzornictwo, futerały te przypominają raczej formy odlewnicze naśladujące wykonany z trwałego materiału pozytyw. Prezentowane dziś w muzeum jako przebrzmiałe i niezbyt użyteczne „mieszkanka dla rzeczy”, wydają się zbędne i nieco ekscentryczne. Czy rzeczywiście?
Wystawę dopełniają futerały na różne przedmioty. Jedyne formalne szaleństwo, na jakie pozwalali sobie ich dawni twórcy-rzemieślnicy, to luksusowe i drogie tworzywa: skóra, aksamit, bursztyn, pianka morska, srebro, atłas, mosiądz, szylkret, masa perłowa. Niemal idealnie odzwierciedlając kształt przechowywanego i otulonego przedmiotu, bez zbędnych ozdobników, do których przyzwyczaiło nas współczesne wzornictwo, futerały te przypominają raczej formy odlewnicze naśladujące wykonany z trwałego materiału pozytyw. Prezentowane dziś w muzeum jako przebrzmiałe i niezbyt użyteczne „mieszkanka dla rzeczy”, wydają się zbędne i nieco ekscentryczne. Czy rzeczywiście?
Wystawę dopełniają futerały na różne przedmioty. Jedyne formalne szaleństwo, na jakie pozwalali sobie ich dawni twórcy-rzemieślnicy, to luksusowe i drogie tworzywa: skóra, aksamit, bursztyn, pianka morska, srebro, atłas, mosiądz, szylkret, masa perłowa. Niemal idealnie odzwierciedlając kształt przechowywanego i otulonego przedmiotu, bez zbędnych ozdobników, do których przyzwyczaiło nas współczesne wzornictwo, futerały te przypominają raczej formy odlewnicze naśladujące wykonany z trwałego materiału pozytyw. Prezentowane dziś w muzeum jako przebrzmiałe i niezbyt użyteczne „mieszkanka dla rzeczy”, wydają się zbędne i nieco ekscentryczne. Czy rzeczywiście?
Pomyślmy o pudełkach, wypraskach, wypełnionych powietrzem foliach, rozciągliwych tworzywach i styropianowych kształtkach, zagiętych misternie kawałkach szarej tektury lub lakierowanego papieru. Futerały i etui, w których przybywają do nas umieszczone starannie przedmioty wraz z opatulonymi autonomicznie akcesoriami.
Każde z nich to oddzielne dzieło sztuki. Tak samo różnią się od tych zabytkowych pod względem materiałów i stylistyki, jak różni się rokokowe mieszkanie rodziny i służby Johanna Uphagena od materiałów użytych do jego odbudowy i nieco wesołomiasteczkowej funkcji, jaką dziś miejsce to pełni.
Pomyślmy o pudełkach, wypraskach, wypełnionych powietrzem foliach, rozciągliwych tworzywach i styropianowych kształtkach, zagiętych misternie kawałkach szarej tektury lub lakierowanego papieru. Futerały i etui, w których przybywają do nas umieszczone starannie przedmioty wraz z opatulonymi autonomicznie akcesoriami.
Każde z nich to oddzielne dzieło sztuki. Tak samo różnią się od tych zabytkowych pod względem materiałów i stylistyki, jak różni się rokokowe mieszkanie rodziny i służby Johanna Uphagena od materiałów użytych do jego odbudowy i nieco wesołomiasteczkowej funkcji, jaką dziś miejsce to pełni.
Pomyślmy o pudełkach, wypraskach, wypełnionych powietrzem foliach, rozciągliwych tworzywach i styropianowych kształtkach, zagiętych misternie kawałkach szarej tektury lub lakierowanego papieru. Futerały i etui, w których przybywają do nas umieszczone starannie przedmioty wraz z opatulonymi autonomicznie akcesoriami.
Każde z nich to oddzielne dzieło sztuki. Tak samo różnią się od tych zabytkowych pod względem materiałów i stylistyki, jak różni się rokokowe mieszkanie rodziny i służby Johanna Uphagena od materiałów użytych do jego odbudowy i nieco wesołomiasteczkowej funkcji, jaką dziś miejsce to pełni.
Pomyślmy o pudełkach, wypraskach, wypełnionych powietrzem foliach, rozciągliwych tworzywach i styropianowych kształtkach, zagiętych misternie kawałkach szarej tektury lub lakierowanego papieru. Futerały i etui, w których przybywają do nas umieszczone starannie przedmioty wraz z opatulonymi autonomicznie akcesoriami.
Każde z nich to oddzielne dzieło sztuki. Tak samo różnią się od tych zabytkowych pod względem materiałów i stylistyki, jak różni się rokokowe mieszkanie rodziny i służby Johanna Uphagena od materiałów użytych do jego odbudowy i nieco wesołomiasteczkowej funkcji, jaką dziś miejsce to pełni.
Pomyślmy o pudełkach, wypraskach, wypełnionych powietrzem foliach, rozciągliwych tworzywach i styropianowych kształtkach, zagiętych misternie kawałkach szarej tektury lub lakierowanego papieru. Futerały i etui, w których przybywają do nas umieszczone starannie przedmioty wraz z opatulonymi autonomicznie akcesoriami.
Każde z nich to oddzielne dzieło sztuki. Tak samo różnią się od tych zabytkowych pod względem materiałów i stylistyki, jak różni się rokokowe mieszkanie rodziny i służby Johanna Uphagena od materiałów użytych do jego odbudowy i nieco wesołomiasteczkowej funkcji, jaką dziś miejsce to pełni.
PRASA KubaParis Szum Szum NN6T ZDJĘCIA Pion Studio ARANŻACJA PRZESTRZENI Studio Otamto GRAFIKA Kaja Gliwa (dzięki uprzejmości GGM) NASTĘPNY PROJEKT→
PRASA KubaParis Szum Szum NN6T ZDJĘCIA Pion Studio ARANŻACJA PRZESTRZENI Studio Otamto GRAFIKA Kaja Gliwa (dzięki uprzejmości GGM) NASTĘPNY PROJEKT→
PRASA KubaParis Szum Szum NN6T ZDJĘCIA Pion Studio ARANŻACJA PRZESTRZENI Studio Otamto GRAFIKA Kaja Gliwa (dzięki uprzejmości GGM) NASTĘPNY PROJEKT→